Każdy z nas ma takie dni, kiedy codzienność staje się przytłaczająca i chciałoby się być gdzieś indziej, robić coś innego, być kimś innym. Nie wszyscy jednak znajdują w sobie siłę, by wprowadzić te pragnienia w życie. Jednakże bohater tej gry ma w sobie na tyle odwagi, by coś zmienić i pójść tam, gdzie wszystko może nabrać zupełnie innych kolorów.
Pewnego dnia praca w korporacji staje się dla niego zbyt monotonna, a miasto zbyt hałaśliwe. Właśnie wtedy otwiera list od dziadka, z którego dowiaduje się, iż dostał w spadku … kawał ziemi i farmę. Właśnie tutaj wszystko się zaczyna.
Mogłoby się wydawać, że życie na wsi i własna gospodarka to sielanka, ale to całkiem duże wyzwanie! W grze musimy bowiem zadbać właściwie o wszystko. Stardew Valley to nie tylko przyjemne sadzenie roślinek, ale także wiele innych elementów. Przede wszystkim o plony i sadzonki musimy dbać, nawozić je, podlewać codziennie, tak aby nie dopuścić do ich uschnięcia. Kiedy już dojrzeją, możemy je sprzedać albo stworzyć z nich przetwory oraz dania. Przykładowo, owoce nadają się doskonale do produkcji win i dżemów. Wszystko zależy od naszego zapotrzebowania.
Prawdziwy farmer hoduje też zwierzęta! Dzięki kurom i kaczkom mamy jajka do wyrobu majonezu, krowy i kozy dają mleko, z których produkujemy sery, z owiec i królików mamy wełnę potrzebną do wyrabiania materiałów, a świnie odnajdują drogocenne trufle. Jest też koń, na którego grzbiecie, niczym na Płotce, przemieszczamy się po miasteczku.
Własnymi rękami ścinamy drzewa i łupiemy kamienie, materiały te służą do rozbudowy naszego gospodarstwa i domu.
Ciekawą lokacją są lochy będące jednocześnie kopalnią, do których udajemy się z mieczem, gdyż pełne są wrogów. Znajdujemy tam dużo minerałów i cennych kamieni. Oczywiście jak większość rzeczy dostępnych w grze, służą one do rozbudowywania, wytwarzania, ale możemy je również sprzedać. Twórca w wywiadzie mówił, że jest fanem Minecrafta i w grze widać silną inspirację tym tytułem.
Nie samym rolnictwem i pracą człowiek jednak żyje! W miasteczku co jakiś czas odbywają się festyny, w których możemy wziąć udział. Poznajemy mieszkańców, wchodzimy z nimi w relacje, często pomagamy im w różnych zleceniach. Możemy się zaprzyjaźnić, zakochać, wziąć ślub (oraz rozwód), a nawet mieć dzieci. Tak jak i w życiu realnym o przyjaźnie i związki musimy dbać, tu doskonałą formą wyrażenia naszej troski są prezenty, które możemy wręczać innym ludziom.
Pozytywnym zaskoczeniem jest mnogość rzeczy, które mamy do zrobienia i odkrycia. Kiedy jesteśmy pewni, że widzieliśmy już wszystko, gra zaskakuje nas czymś zupełnie nowym.
Wiecie, co jest w tym wszystkim najbardziej zdumiewające? Produkcja została zrobiona przez jednego człowieka. Eric Barone tworzył ją przez cztery lata i zadbał praktycznie o wszystko.
Jestem pod ogromnym wrażeniem wplecenia w sielankowe wiejskie życie zróżnicowanych, przemyślanych zarysów postaci i prawdziwych życiowych problemów. Kto wpadłby na pomysł, żeby w „symulatorze farmera” poruszać wątki alkoholizmu, niepełnosprawności, homoseksualizmu czy niezrozumienia przez najbliższe otoczenie? Ten twórca to zrobił. Sprawił, że każdy z mieszkańców ma swoją opowieść, i dzięki temu jest postacią ciekawą, z charakterem, wartą poznania. Dzięki dialogom nawiązywanym z bohaterami poznajemy i wgłębiamy się w ich historię.
I chociaż pozornie mogłoby się wydawać, iż w grze tego typu nie ma to najmniejszego sensu, to jednak ten element wzbogaca całą naszą przygodę w Pelican City.
Bardzo podoba mi się to, że Eric postarał się nawet o najmniejsze szczegóły, które mają znaczący wpływ na rozgrywkę. Bohater ma swój pasek energii, który zużywa podczas wykonywania różnych gospodarskich czynności. Przy łupaniu kamienia, czy też ścinaniu drzewa energia schodzi znacznie szybciej niż przy dojeniu krów, czy podlewaniu upraw. Na szczęście można ją regenerować poprzez podjadanie owoców/warzyw, potraw kupionych w tawernie lub własnoręcznie przyrządzonych. No i oczywiście najlepiej odnawia ją sen. A kiedy już się zdecydujemy wskoczyć do łóżka, wita nas nowy dzień, gdyż w grze oczywiście obowiązuje cykl dnia i nocy, zmieniają się też pory roku.
Podsumowanie:
Mimo że gra miała swoją premierę w maju 2016 roku, pozostaje na fali do tej pory. Zainteresowałam się nią dość późno, bo przemiana w rolnika wydawała mi się monotonna i przypominała te wszystkie okropne facebookowe gierki. Na szczęście zachęty innych ludzi przekonały mnie do niej i wreszcie wpadła w moje ręce. I wiecie co? Nie pamiętam, kiedy tak dobrze bawiłam się przy takim niepozornym tytule! Rutyna tej produkcji w żaden sposób mnie nie zniechęciła, a tego przede wszystkim się bałam. Jest to jedna z najbardziej wciągających gier, w jakie kiedykolwiek grałam. „Stardew Valley” to rozgrywka, którą będziemy odkrywać długie godziny, a klimatyczna, pikselowa oprawa audiowizualna urozmaici nam czas, który przy niej spędzimy.