Pod koniec roku, o wangastycznym Lo Wangu huczał niemalże cały świat. To kolejny powód do dumy dla polskich graczy, gdyż Shadow Warrior 2 jest produkcją naszego rodzimego studia – Flying Wild Hog.
Swoją przygodę z tą serią zaczęłam jeszcze w latach 90., kiedy to pikselowata grafika królowała na naszych monitorach. Przyznam się bez bicia, że takiemu 10-letniemu dzieciakowi jak ja sprawiła mnóstwo frajdy. I nikt wtedy uparcie nie twierdził, że gra zryje mi psychikę oraz że to jej brutalność wpływa na kształtowanie charakteru. Nikt też nie winił gry za wszelkie zło tego świata. Ach, piękne czasy! Wracając jednakże do tematu to, po dwudziestu latach (!), doczekaliśmy się kontynuacji kultowej produkcji Polaków. Długo zwlekano z kolejną częścią Shadow Warriora. Twórcy jednakże jako tako nie próżnowali i międzyczasie wydali remaster części pierwszej oraz Hard Reset’a i Juju. Co do samej produkcji to mogę na początek powiedzieć tyle – nie wiem, czy to zasługa tego, że jestem już dojrzalszym graczem, a może i samej produkcji, ale spodobała mi się jeszcze bardziej niż jej poprzedniczka!
Nasz bohater jest, ogólnie biorąc, nieco… specyficzny. Ironiczny, słynący z ciętych żartów, szczery do bólu. Nie każdy go polubi, bo to ciężki charakter, który potrafi wyprowadzić z równowagi. Według mnie mógłby z powodzeniem kandydować na chama i prostaka roku. Uwierzcie mi – miałby sporą szansę na wygraną. Mimo wszystko nawet go polubiłam. Jego żarciki i suchary „umilały” przechodzenie kolejnych misji, eksplorację otoczenia czy walkę z potworami.
Skoro już jesteśmy przy przeciwnikach, to nie wiem, skąd twórcy czerpali inspirację i co siedziało w ich (chorych?) głowach. Demony są wręcz odrażająco obrzydliwe, bezproblemowo przyprawiają niejednego o gęsią skórkę, chwilami przypominały mi najbardziej mroczne wizje z obrazów Beksińskiego. Wielki szacun za to zróżnicowanie i kreatywność!
Bywały takie momenty, że tych wszystkich przeciwników w jednym momencie pojawiało się tak dużo, że gra zamieniała się w kompletną sieczkę. W nowym Shadow Warrior krew leje się strumieniami, kończyny latają ponad głowami, a flaki wylewają się z rozczłonkowanych zwłok. Jest bardzo dynamicznie, jest naprawdę mocno, chociaż nie na tyle, by nas mógł przytłoczyć natłok tego, co się dookoła dzieje.
Walkę urozmaicą nam zróżnicowane bronie. Będzie masakra piłą mechaniczną, „akuku strzela Lo Wang z łuku”, albo bang bang, czyli jatka z bronią palną w ręku. Każdy znajdzie w ekwipunku coś dla siebie. Mnie osobiście, jak to zwykle bywa, najlepiej strzelało się z łuku, chociaż wiadomo, że nie zawsze się sprawdzał. Wymieniałam go więc na katanę i jakąś przyjemną giwerę.
Dużym pozytywem jest system rozwoju postaci. Nasz protagonista uczy się czarów, ataków bronią, a także rozwija inne niezbędne umiejętności. Narzędzia walki można oczywiście ulepszać, a w pobliskich sklepach kupować też nowe „zabawki”.
Świat przedstawiony w grze jest kolejną egzotyczną, aczkolwiek bardzo ciekawą, wizją autorów. Nie zabraknie w nim tradycyjnych japońskich elementów i krajobrazów, ale wszystko przenika się ze światem zdominowanym przez ciemne moce, zawładnięte piekielnymi demonami. Niby dwie odrębne koncepcje, ale mimo wszystko bardzo dobrze ze sobą współgrające.
Podczas rozgrywki wyłapałam dwie rzeczy, które kwalifikują się na minusy tej produkcji.
Po pierwsze zdarzały się bugi, większość z nich związana jest z niedopracowaną mechaniką ragdolli. Postać wisząca gdzieś nad przepaścią, trupy przenikające struktury lub wierzgające kończynami są najczęstszym tego objawem. Nie jest to, na szczęście, zbytnio irytujące – przecież nie o to chodzi w tej grze. Druga sprawa to kiepska synchronizacja ust z mową. Jak na dość sporą liczbę dialogów i cut scenek, ten szczegół powinien zostać lepiej skonstruowany.
Podsumowanie:
Dawno nie grałam w tak dobrego i wciągającego FPS-a! Jestem zauroczona miejscami, które, z jednej strony, są naprawdę pięknymi i genialnie przemyślanymi lokacjami, z drugiej zaś zalane krwią ludzi i demonów, przepełnione śmiercią i destrukcją. Shadow Warrior to dla mnie ogromna dawka rubasznego poczucia humoru. Przed użyciem zalecam jednak pozałatwiać wszystkie inne, niezbędne sprawy, ponieważ rozgrywka grozi zatraceniem poczucia czasu.
Część zdjęć pochodzi z tej strony.