Na rynku mamy sporo tytułów „farmerskich”. Z jednej strony zastanawiam się, co nowego mogą mieć do zaoferowania twórcy, z drugiej mocno mnie do takich nowości ciągnie. Jeszcze jakiś czas temu gry tego typu były mi zupełnie obojętne, ale po odkryciu Stardew Valley, to się diametralnie zmieniło.
W poszukiwaniu jakiegoś błogiego pochłaniacza czasu trafiłam na My Time At Portia. Na pierwszy rzut oka tytuł wygląda inaczej niż SV, ale zasady są bardzo podobne. Jakie? Głównie wypełnianie licznych misji i nawiązywanie relacji ze społeczeństwem. Jednak w MTAP jest mniej uprawiania roli, a więcej budowania maszyn i urządzeń, które są niezbędne w kolejnych etapach przygody. Właściwie, to mi nawet pasuje. Chwilami trzeba się nagłówkować, co i gdzie znaleźć, a i samego planowania – jakie składniki będą potrzebne i gdzie je zdobyć, nie brakuje. Dzięki temu w grze sporo się dzieje i nie ma czasu na nudę.
Największą frajdę sprawiało mi ulepszanie warsztatu, patrzenie na to, jak się rozrasta i rozwija, pozwalając na tworzenie niezbędnych dóbr. Im dalej zabrniemy w grze, tym bardziej skomplikowane rzeczy musimy stworzyć, co przez chwilę wydaje się niemożliwe, bo nie wiemy skąd wziąć taką ilość części albo gdzie ich szukać. Jednak wszystko można na spokojnie rozgryźć, a potem, kiedy je skompletujemy, króluje już tylko euforia. Możemy ruszać dalej! Dalej to znaczy, gdzie? Na przykład do pobliskich kopalni, które obfitują nie tylko w liczne złoża i surowce, ale także w ciekawe artefakty. Warto pamiętać o zabraniu ze sobą miecza, bo po drodze możemy spotkać przeciwników, którym trzeba stawić czoła.
Podczas rozgrywki spotkałam się ze sporą ilością błędów. Zdarzały się przenikające tekstury, postać zawieszająca w trakcie podróży, czy problem z zaznaczaniem docelowych miejsc na mapie. W dodatku wchodzenie do budynków wiąże się z długim czasem ładowania. Niektóre rozwiązania są tu nielogiczne i na upartego można się do nich przyczepić. Na przykład – okno w naszej chatce, które widoczne jest od wewnątrz, a brak go po zewnętrznej stronie budynku. Jednak z tego, co wiem, twórcy serwują na bieżąco poprawki i część bugów została wyeliminowana. Nie ma co ukrywać, że problemy są, ale to (przynajmniej mnie) nie zniechęciło jakoś mocno do tej produkcji.
Czy warto zagrać w My Time At Portia?
Ciężko jednoznacznie napisać, co przyciągnęło mnie do tego tytułu na długie godziny i sprawiało, że nie mogłam się od niego oderwać. Myślę, że jest to jedna z tych gier, przy których zapominamy o upływającym w rzeczywistości czasie. Gra, która zawsze ma do zaoferowania coś ciekawego i mimo że niektóre czynności są powtarzalne, nie stają się dla nas nużące. Na wielki plus zasługują tu zadania powierzane nam podczas tej przygody, nie tylko na zasadzie – przynieś i pozamiataj, ale także – zbuduj i zrób coś dobrego dla lokalnej społeczności, a przy okazji podnieś swój status społeczny i przegoń konkurencję. Produkcja przyciąga również swoją wizualną stroną. Widoki są sielsko – anielskie, a poranki o wschodzie słońca wspaniałe! Myślę, że My Time At Portia jest ciekawą alternatywą dla Stardew Valley, mimo iż widzę między nimi sporo podobieństw, są też różnice, które sprawiają, że jest to dla nas coś nowego i innego.
Gra udostępniona dzięki uprzejmości Team 17.
Screeny pochodzą z PressKita.